Sierakowice. Tadeusz Kobiela: „Przedsiębiorcy powinni zabiegać o swoje…”

Sierakowice. Tadeusz Kobiela: „Przedsiębiorcy powinni zabiegać o swoje…”

Czy Sierakowice będą kiedyś miastem? Co poradzić przedsiębiorcom z branży gastronomicznej, którzy w ostatnich miesiącach musieli zamknąć swoje firmy? Jakie były ostatnie trzy dekady dla Sierakowic? Na te tematy między innymi z wójtem Tadeuszem Kobielą rozmawiał Andrzej Baranowski.

Andrzej Baranowski: Już od trzech dekad pełni Pan funkcję wójta Sierakowic. To wyjątkowy, długi okres rozwoju gminy, która niewątpliwie zmieniła się diametralnie przez te 30 lat. Jak mógłby go Pan podsumować?

Tadeusz Kobiela: Obecna gmina Sierakowice w porównaniu do tej sprzed 30. lat to zupełnie inne miejsce. Myślę też, że Polska jest teraz zupełnie innym państwem niż wtedy. Gmina wówczas była siermiężna, było to odzwierciedlenie ówczesnej Polski. Wszystkie samorządy na Pomorzu wykonały wówczas ogromną pracę na rzecz rozwoju. Myślę, że przez te lata udało mi się skompletować odpowiednią kadrę pracowniczą. Mieliśmy też wielkie szczęście co do radnych wszystkich kadencji, którzy podzielali mój pogląd, że ta gmina musi stawać się nowoczesna. Niegdyś „głodnym okiem” patrzeliśmy na rozwój krajów zachodnich. Zależało nam na tym, aby te nasze „małe ojczyzny” jakimi są gminy rozwijały się w podobny sposób. Dziś nieskromnie mogę powiedzieć, że już niewiele nam do nich brakuje. Sądzę że to, że umieliśmy wykorzystać szanse dotyczące między innymi pozyskiwania środków, sprawiło, że obraz gminy Sierakowice jest dzisiaj zupełnie inny. Tym samym zbliżamy się do poziomu rozwoju klasycznych gmin europejskich, byleby nam politycy nie przeszkadzali.

Reklamy

A.B.: Miniony rok, jak również pierwszy kwartał roku bieżącego to czas pandemii. Zarówno dla przedsiębiorców, jak też dla samorządowców nie był to łatwy okres. Jak jako wójt Sierakowic mógłby Pan odnieść się do tego?

T.K.: To prawda, to trudny czas. Muszę jednak pochwalić Rządowy Fundusz Inwestycji Lokalnych, czyli tak zwane tarcze samorządowe, jakie zostały wprowadzone. Podkreślam jednak, że nie dotyczy to tarcz dla przedsiębiorców, daleko im moim zdaniem do właściwego poziomu wsparcia względem firm. Jeśli chodzi o sprawy samorządowe, to trzy tarcze, jakie się pojawiły, były bardzo dobrymi pomysłami. Tym samym sporo magistratów sięgnęło po te środki, my również wykorzystaliśmy je na budowę sali gimnastycznej w Załakowie. W „totolotku” bowiem, a więc w Ministerstwie Sportu przez trzy lata nie mogłem się doprosić jakichkolwiek pieniędzy. Dostaliśmy też środki na rozbudowę szkoły w Jelonku, a także na budowę sali gimnastycznej w Mojuszu. To pozwoli nam praktycznie zamknąć kwestię infrastruktury szkolnej w naszej gminie. Zależy nam na fizycznym rozwoju dzieci i młodzieży po to, aby trochę odciągnąć ich od elektronicznych „błyskotek” tego świata. Z niezłym skutkiem udaje nam się też pozyskiwać środki z Funduszu Dróg Samorządowych. Nasze projekty są perfekcyjnie przygotowane. Realizujemy kilkusetmetrowe drogi na obrzeżach miejscowości, a więc tam, gdzie się one rozbudowują. Pod koniec minionego roku pomimo pandemii zdążyliśmy też wybudować stadion lekkoatletyczny, w przypadku którego również uzyskaliśmy środki zewnętrzne z „totolotka”, czyli z Ministerstwa Sportu.

A.B.: Jest Pan samorządowcem z ogromnym, bo 30-letnim stażem zawodowym. W różnych gminach jednak są różni szefowie, czasami dopiero wchodzący w zarządzanie magistratem. Gdyby miał Pan w pewniej „pigułce” dać im rady dotyczące kierowania gminą, to co by to było?

T.K.: Młode osoby, które dopiero zaczęły pracę w samorządzie, starają się. To trzeba im oddać. Jeśli jednak miałbym dać im radę, to na pewno życzyłbym im więcej odwagi. Nie można bać się pewnego ryzyka, które związane jest z tą pracą. Jednocześnie należy mocno wsłuchiwać się w mieszkańców. Często się zdarza, że prosty człowiek ma swoją mądrość, której warto posłuchać. Ja staram się tak robić, może nie zawsze, ale jak najczęściej. Należy też szukać sprzymierzeńców wśród radnych swojej gminy. Wsłuchując się w głos ludu trzeba też pamiętać o tym, że ostatnie słowo należy do nas. Nie zawsze podpowiedzi innych są słuszne czy trafne, trzeba umieć to analizować.

A.B.: Gmina Sierakowice słynie ze zwartej lokalnej przedsiębiorczości. Przez długie lata jako wójt walczył Pan o to, żeby do Sierakowic nie zawitały sieciowe dyskonty, takie jak „Biedronka”. Jak dziś podsumowuje Pan tę batalię?

T.K.: Przez 12 lat udawało mi się powstrzymywać „napływ” sieciowych dyskontów do Sierakowic. Ostatecznie jednak byłem w tej walce osamotniony. Nie ukrywam, że spodziewałem się większego wspólnego frontu z tymi, o których interesy walczyłem.  Bardziej stawiali oni siebie w roli kibiców, a nie sojuszników we wspólnej walce. Koniec końców „Biedronka” powstała w miejscu dawnych delikatesów, nic nie mogłem z tym zrobić. Jednocześnie jej pojawienie się nie uderzyło aż tak mocno w małe sklepy spożywcze z naszej gminy, w jakimś stopniu na pewno, ale nie takim, jak się początkowo obawiałem. Niedoścignionym wzorem wspierania lokalnej przedsiębiorczości są dla mnie Niemcy bądź Żydzi. Być może dlatego w tych społeczeństwach jest takie bogactwo, moglibyśmy uczyć się od nich solidarności poprzez zakupy wszelkich dóbr w lokalnych sklepach, przez co pieniądze zostają na miejscu.

A.B.: Słuchając Pana można odnieść wrażenie, że ma Pan bardzo konkretną wizję gminy Sierakowice, prawda?

T.K.: Od pierwszej kadencji chcieliśmy tę gminę zmienić. Wówczas przewodniczącym rady był Tadeusz Bigus, oboje staraliśmy się obierać właściwie kierunki jeżeli chodzi o jej rozwój. Po tych wszystkich latach myślę, że coś z tego wyszło. Do tej pory jesteśmy gminą, która zrealizowała największy projekt kanalizacyjny w Polsce na obszarach wiejskich. Dzięki temu nasze jeziora są czyste. Budowaliśmy tą kanalizację przez 8 lat. Nie wspomnę o dużych przedsięwzięciach oświatowych, takich jak gimnazjum w Sierakowicach czy Gowidlinie czy też licznych salach gimnastycznych.  Chodzi o to, żeby naszym ludziom, ale również tym, którzy się tu osiedlają, dobrze się tutaj żyło. Nie wspomnę o naszym targowisku, które ma swoją 120-letnią historię.

A.B.: Przedsiębiorcy, szczególnie ci z branży gastronomiczno-rozrywkowej, przez długie miesiące borykają się z zamknięciem, przez które nie mogą swobodnie działać. Niektórzy walczą, próbując się otwierać mimo obowiązujących obostrzeń. Co radziłby Pan jako wójt gminy, w której nie brakuje takich miejsc, tym przedsiębiorcom?

T.K.: Co prawda przedsiębiorcą nie jestem, ale wiele rzeczy biorę na logikę i nieźle na tym wychodzę. Myślę że ci ludzie powinni zabiegać o swoje. Jeśli nie będą walczyli, to każda władza, czy to będzie PiS czy Platforma, o nich zapomni. Należy walczyć o tak istotne tematy, nie wolno odpuszczać. Wierzę, że prędzej czy później będziemy mieli tę pandemię za sobą. Wówczas firmy będą walczyć o odbudowanie swoich potencjałów. Czy to się uda, zobaczymy, mam nadzieję, że tak.

A.B.: Charakterystyczną cechą Sierakowic jest również współczynnik dzietności. Jak Pan uważa, w czym tkwi fenomen tej gminy powodujący to, że dzieci tak licznie się tutaj rodzą?

T.K.: Myślę, że w całym powiecie kartuskim od wielu lat ten współczynnik dzietności wypada doskonale na tle innych powiatów w Polsce. O Sierakowicach co prawda najwięcej się mówi w tym kontekście dlatego, że zawsze starałem się to promować. Zabiegając o środki, czy to na budowy szkół czy sal gimnastycznych, pokazywałem w ten sposób, że jest sens ich tworzenia. W innych gminach naszego powiatu jest podobnie, niewiele odstają tak naprawdę od Sierakowic. Budujemy szkoły czy przedszkola bo brakuje w nich miejsca, podobnie jeśli chodzi o sale gimnastyczne. Z trudem nadążamy za tą dużą i stale zwiększającą się populacją dzieci i młodzieży, ale zależy nam na tym, aby było to miejsce, w którym można godnie żyć.

A.B.: Przyjeżdżając do Sierakowic można odnieść wrażenie, że jesteśmy w małym kaszubskim mieście, a nie na wsi. Pewnie często spotyka się Pan z takim stwierdzeniem, prawda?

T.K.: Myślę, że na pewno będziemy miastem. Będzie to pewien proces. Kilkanaście lat temu jeśli stworzylibyśmy miasto Sierakowice, to byłaby to co najwyżej mieścina zabita dechami. Najpierw należy stworzyć odpowiednie standardy, aby tym miastem zostać. Ponadto nie ukrywam, że starałem się ten proces opóźniać z tego względu, że łatwiej było skorzystać z pewnych środków zewnętrznych jako gmina wiejska. Ten etap jednak powoli się kończy. Niedługo więc trzeba będzie zastanowić się nad statusem miejskim dla Sierakowic, da to nam nowe możliwości jeżeli chodzi dotacje. W chwili obecnej spełniliśmy wszystkie czynniki miastotwórcze.

A.B.: Jaką miejscowością będą Sierakowice za kolejną dekadę? Czy wówczas będziemy już mogli nazywać je miastem, jak Pan sądzi?

T.K.: Myślę, że to może być już miasto. jest to wielce prawdopodobne. Za tym pójdą oczywiście nowe wyzwania. Najważniejsze, żeby ludzie mieszkający tutaj mieli pracę i żyli w dobrym, czystym środowisku. Marzy mi się, byśmy doczekali się społeczeństwa w pełni obywatelskiego, a także linii kolejowej, o którą staramy się od wielu lat. Cierpimy obecnie też na słabe skomunikowanie drogowe z Trójmiastem i chciałbym by ta kwestia również się poprawiła.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*